Grabież, kradzież, bestialstwo. Te niezwykle mocne w swoim wyrazie słowa usztywniają słuchającego. Warto wiedzieć, że od wielu lat toczą międzynarodowe sprawy związane z utraconymi w wyniku działań wojennych dziełami sztuki. Trudno oddać słowami i liczbami jak ciężka praca jest w to wkładana. Jeszcze trudniejsze może być opisanie sytuacji z ostatnich tygodni przed wojną w 1939 roku. Należy pamiętać, że w obliczu nadciągającej zawieruchy muzealnicy w Polsce musieli sami troszczyć się o ratowanie dzieł sztuki.

W Europie zachodniej proces zabezpieczenia dzieł sztuki i planów ewakuacji na wypadek wojennego kryzysu rozpoczął się jeszcze w 1938 roku. Największe brytyjskie muzea zostały zamknięte 23 sierpnia 1939 roku, a muzealnicy przeprowadzili się na prowincję, aby mieszkać w sąsiedztwie składnic i sprawować osobista pieczę nad zbiorami.

W końcu czerwca 1939 roku w Gdyni w czasie obrad XV Zjazdu Związku Muzeów dyskutowano nad zabezpieczeniem i ewakuacją zbiorów na wypadek wojny.

Ustalono, że należy przeszkolić personel muzealny i określić jego funkcje w nowych warunkach, wzmocnić wzajemne kontakty muzeów, a także łączność z prywatnymi kolekcjonerami. Stwierdzono, że należy kolekcje zabezpieczyć, wyselekcjonować najcenniejsze zabytki oraz przygotować skrzynie do ich zapakowania. Zadysponowano zbieranie dokumentacji fotograficznej i rysunkowej zabytków muzealnych. Ufając jednak w moc traktatów muzealiów jednak nie zabezpieczono, przewidując, że w razie konieczności zostaną one zdeponowane w magazynach utworzonych w warszawskich fortóach Legionów, Sokolnickiego i Traugutta, w podziemiach Zamku Ujazdowskiego, w poaustriackich fortyfikacjach Krakowa, w twierdzy przemyskiej oraz w nowym budynku muzealnym w Lublinie.

W praktyce program uchwalony w Gdyni realizowany był jedynie w Muzeum Narodowym w Warszawie i to w zasadzie głownie dzięki Stanisławowi Lorentzowi, ówczesnemu dyrektorowi Muzeum Narodowego w Warszawie i jego współpracownikom, między innymi Janowi Morawińskiemu.

„(…) sprawą ochrony mienia musieliśmy zająć się sami (…) w Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego na tematy związane z ochroną muzeów, dzieł sztuki i zabytków przeszłości w razie wojny konferowaliśmy głównie z naczelnikiem Wydziały Sztuki Władysławem Zawistowskim i referentką ds. muzealnych dr Jadwigą Przeworską. Rozważaliśmy budowę schronów – okazało się to w ogóle nierealne. Chcieliśmy otrzymać od władz naczelnych przynajmniej dyrektywę, czy należy starać się zabezpieczyć zbiory na miejscu w gmachach muzealnych, czy też przewozić je do pomieszczeń poza wielkimi skupiskami ludności, ale nie uzyskaliśmy żadnej dyrektywy. W rezultacie postanowiliśmy, że każdy będzie na własną rękę czynił przygotowania w ramach własnych możliwości” – notował Stanisław Lorentz we wspomnieniach.

Muzea warszawskie – w odróżnieniu od położonych przy granicy Zachodniej, które ewakuowały najcenniejsze zbiory w kierunku wschodnim,  ograniczyły się do złożenia 25 sierpnia 1939 roku swoich zbiorów w magazynach, gdyż Warszawę uznano za miasto bezpieczne.

W Krakowie działania zabezpieczające podjął magistrat i jego instytucje muzealne. Decyzja o ewakuacji skarbów wawelskich zapadła dwa tygodnie przed wybuchem wojny, na specjalnym posiedzeniu komisji konserwatorskiej. Dzieła planowano wywieźć na wschód (w porozumieniu z Kancelarią Cywilną Prezydenta RP), ale wobec braku instrukcji z Warszawy co do losów spakowanych dzieł - pracownicy muzeum sami podjęli się ich ratowania.Opiekunami wawelskich skarbów zostali kustosz Stanisław Świerz-Zaleski oraz architekt Józef Krzywda-Polkowski.

Wobec braku środków transportu, postanowiono wywieźć z Krakowa jedynie obiekty najważniejsze dla kultury polskiej: ołtarz Wita Stwosza z kościoła Najświętszej Marii Panny, obraz Jana Matejki „Hołd Pruski” z Muzeum Narodowego w Krakowie oraz zbiór arrasów i cenniejszych zabytków z Zamku Królewskiego na Wawelu. Spakowane zbiory umieszczono w 21. skrzyniach i 8. rulonach. Poza największą na świecie kolekcją 136. tapiserii, z Krakowa wywieziono także insygnia koronacyjne polskich królów, bezcenne wyroby ze srebra, złota, hetmańskie buzdygany, kolekcje broni. Skarby zostały spławione w dół Wisły barką, zbombardowaną w okolicach Kazimierza Dolnego. Następnie ładunek przewieziono ciężarówkami do Rumunii, skąd przez Włochy dotarł do Francji (Watykan odmówił przechowania dzieł). Po kapitulacji Francji dzieła przetransportowano do Anglii, wreszcie, w 1940 roku – do Kanady pod pokładem polskiego statku MS „Batory”.

Z kolei dwoma niezwykle cennymi obrazami Jana Matejki „Bitwa pod Grunwaldem” oraz „Kazanie Skargi” wywiezionymi z warszawskiego gmachu Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych 9 września 1939 roku w postaci zrolowanych, nawiniętyc na wałki płócien zajął się prof. Władysław Woyda, intendent Muzeum Lubelskiego. Do kwietnia 1941 roku obrazy ukryte były w Muzeum Lubelskim, a potem w szopie taborów miejskich, gdzie przetrwały bezpiecznie do końca wojny owinięte papą i umieszczone pod podłogą.

Zaniechanie stosownych działań przez przedwojenne władze jeszcze przez wiele lat będzie miało swoje konsekwencje. Część obiektów udało się odzyskać w wyniku prowadzonej po wojnie na szeroką skalę akcji rewindykacyjnej, lecz wiele nadal pozostaje nieodnalezionych. Na początku lat 90. ubiegłego wieku, powrócono do dokumentowania strat wojennych. Obecnie, w specjalnie utworzonej ogólnopolskiej bazie danych MKiDN zarejestrowano około 63. tysiące pozycji – liczba ta jednak nie jest ostateczna.

Zgromadzone informacje są nie tylko punktem wyjścia do działań restytucyjnych, ale dają możliwość weryfikacji obiektów stanowiących obecnie przedmiot handlu, chroniąc potencjalnego nabywcę przed kupnem dzieła o wątpliwej proweniencji. Prowadzone sprawy restytucyjne są długotrwałe, a przede wszystkim możliwe dopiero po ustaleniu miejsca przechowywania dzieła.

Resort kultury zaangażowany jest aktualnie w sprawy restytucyjne na terenie USA,Wielkiej Brytanii, Niemiec, Rosji, Włoch i prowadzi także kilkanaście spraw w Polsce.

oprac. Marianna Otmianowska